sobota, 28 września 2013

Siedem




Perspektywa Andrzeja
Kolejny dzień... A właściwie już noc, spędzasz w szpitalu. Dziś odmiennie, zamiast w szpitalnej sali numer 8, na szpitalnym korytarzu. Kiedy kilka godzin temu od razu po treningu tu wpadłeś, zakazano ci wejścia do Gabi. Teraz, siedzisz na plastikowym, niewymiarowym krzesełku i zagryzasz wargi ze stresu. Najchętniej sam zakończyłbyś swoje życie, gdyby była taka możliwość, oddałbyś je Gabrieli. Ale dobrze wiesz, że nie możesz i teraz resztę życia spędzisz na rozpatrywaniu swojej winy...
Mija może kolejna godzina, może kolejne dwie, kiedy ktoś siada obok ciebie. Nie musisz przenosić wzroku, nie musisz się obracać. Wiesz, kto przyszedł dotrzymać ci towarzystwa. Karol.
I dobrze wiesz, jak dużo kosztuje go ta sytuacja, dobrze wiesz, że jego to wszystko mocno zabolało. Wiesz to wszystko i cholernie cieszysz się, że nie zostawia cię zdanego na samego siebie.
- Ale bagno, Andrzej... - odzywa się po dłuższej chwili Kłos. Spoglądasz na niego, a głos nie potrafi wydobyć się z twojego gardła. Waszą monotonię przerywa sylwetka lekarza wyłaniająca się z sali. Natychmiast podrywacie się z miejsc. 
- Który z panów nazywa się Andrzej Wrona? - pyta rzeczowym tonem i zatrzymuje wzrok na tobie, kiedy w końcu się odzywasz.
- Ja. - odpowiadasz, zerkając przy okazji na Karola, który jedynie klepie cię po plecach i popycha w kierunku drzwi, które doktor otwiera przed tobą. 
Ludzie mówią, że mężczyźni są mniej uczuciowi od kobiet. Czy to prawda? Niekoniecznie. Ty, w tej chwili praktycznie nie kontaktujesz. Emocje biorą górę, kiedy przekraczasz próg szpitalnego pomieszczenia. Jedyny plus bycia facetem, to ta umiejętność ukrywania uczuć. Gdybyś był kobietą, już dawno rozpłakałbyś się, już dawno krzyczałbyś, spazmatycznie błagając Boga o śmierć. Ale jesteś tylko facetem, marnym Andrzejem, którego psychika nie jest do odczytania. Złamałeś kobiece serce, a w dodatku przez ciebie mogła zginąć. Czy jest coś gorszego? Czy jest coś, co bardziej powoduje ból w twoim narządzie, tłoczącym krew?
Jest.
Jest nim widok bladej, posiniaczonej gdzieniegdzie twarzy Gabi, obandażowanych kończyn, widok tysięcy kabli i rurek podłączonych do jej żył. 
- Obudziła się. Kontaktuje. Usłyszy wszystko, co pan do niej powie. Może nie odpowiadać, ale jest z nami. Przed chwilą szeptała pańskie imię.. Proszę jej tylko nie męczyć. - miła pielęgniarka zostawia cię samego obok jej łóżka. 
Siadasz po raz setny na tym samym krześle, po raz kolejny łapiesz jej rękę. 
Nie potrafisz wydobyć z siebie głosu. 
Każda reakcja w tobie zamiera.
Dopóki do twoich uszu nie dochodzi jej piękny, choć pozbawiony mocy głos.
- Andrzej... Kocham cię... - szepcze, nie otwierając oczu. 
Wybuchasz, kompletnie wybuchasz.
Chyba najrzadszą rzeczą na świecie jest płaczący mężczyzna.
Ale ty w tej właśnie chwili nim jesteś... Płaczesz, jak głupi, z miłości, z rozpaczy, z radości, ze smutku i z tego cholernego poczucia winy. 
- Gabi, ja też cię kocham... - mówisz i całujesz jej dłoń. 
Boże, dlaczego dopiero teraz?


Trzy tygodnie później, perspektywa Gabrieli 
Wyszłam ze szpitala, wróciłam do codziennego życia. I tu wszystko sprowadza się do pewnej osoby. Tak łatwo byłoby powiedzieć, że wyszłam z kliniki, ze statusem "zajęta", prawda?  Ale tak nie było. Odbyłam z Andrzejem poważną rozmowę. Chyba najgorszą w moim życiu, pod względem decyzji. Chyba najcięższą pod względem emocji i uczuć. Prosiłam o czas, prosiłam, aby przez kilka tygodni zostawił mnie samą. Prosiłam, równocześnie mówiąc, że go kocham. Gdzie tu logika? 
No właśnie. Nie ma jej. 
Od pobytu w szpitalu minęły trzy tygodnie, trzy tygodnie również, od rozmowy z Wroną. Nie widziałam go przez ten czas ani razu. Powiedziałam mu, że się odezwę, że dam znak. Myślałam, że będzie łatwo. 
Nie było. Od pierwszego dnia pogrążałam się w tęsknocie, zabójczej tęsknocie za tym dwumetrowym facetem. Cierpiałam, jednocześnie bojąc się kolejnego cierpienia.
Po raz kolejny w moim życiu zabrakło logiki. Po raz kolejny było skomplikowanie i bezsensownie. Do pewnego dnia. A raczej wieczoru. 
Niby jak zawsze, o godzinie dwudziestej, oglądałam powtórkę jakiegoś nudnego tasiemca. Jak zwykle, leżałam na kanapie, wyglądając co najmniej niewyjściowo. Aż tu nagle, ktoś uporczywie pukał do twoich drzwi. Zwlokłam się dość szybko z wygodnego siedziska i nie patrząc w wizjer, otwieram. 
Któż mógłby ukazać się mi w całej okazałości o tej porze?
Jest tylko jeden taki osobnik. 
Który nawet nie pozwala mi na wypowiedzenie choćby jednego słowa.
- Gabi, ja tak nie mogę. Ja po prostu nie mogę tak żyć! Kocham cię, tak bardzo cię kocham. Wiem, wiem, ja to wszystko spieprzyłem, to moja wina, powinienem smażyć się w piekle za to, że przeze mnie wylądowałaś w szpitalu, ale Gabi... Uwierz mi, kochałem cię od początku, od samego początku, od Warszawy. Jestem cholernym idiotą, bo nigdy ci o tym nie powiedziałem. Być może mnie nienawidzisz za to, że twoje życie przeze mnie wygląda tak, a nie inaczej, ale.. Kocham cię, tak szalenie cię kocham i błagam.. Powiedz, że po tym wszystkim nic do mnie nie czujesz, to sobie pójdę, zniknę. Tylko to powiedz. - jego potok słów dosłownie wbija cię w ścianę..
- Andrzej.. - zaczynasz.
- Wspaniale. - przerywa ci i łapie twoje policzki, równocześnie złączając wasze usta w żarliwym pocałunku. 
Kontaktujesz? Nie.



Z tygodniowym poślizgiem. Wiem.
Wybaczcie, ale pomeczowe emocje i masa nauki mną zawładnęły.
Dlatego dopiero dziś raczę was nowym epizodem.
Dużo się wydarzyło przez ten tydzień, prawda?
Odpadliśmy z ME. Wtorkowy mecz to była jedna wielka bomba emocjonalna.
Aż nie wiem co powiedzieć na ten temat. Przykro, ale idziemy dalej.
Już niedługo PlusLiga. Nie mogę się doczekać!:)
No i ważna sprawa. Mam zaległości u was - wiem.
Nie informowałam każdego - wiem.
Wszystko sprowadza się do tego, że w ostatnim czasie naprawdę było u mnie ciężko.
Wybaczcie!
A dzisiejszy rozdział dedykuję mojej kochanej, niezawodnej Caro.
Nie wyobrażam sobie dnia, bez pisania z nią. Dziewczyno, nawet nie wiesz, jak cię lubię!:D
Mam nadzieję, że nasz duecik będzie jedną wielką, szaloną i niesamowitą przygodą dla nas. :*

Także tego. Do następnej soboty!:)

sobota, 14 września 2013

Sześć




- Czy pani mnie słyszy? - czyjś głos przebija się przez warstwę mojej nieświadomości i dociera do mózgu. Pod wpływem impulsu, szybko otwieram oczy. Oślepiający blask i zapach krwi powoduje odruch wymiotny. Ignorując to odczucie, rozszerzam źrenice bardziej. To chyba nie był dobry pomysł, zwłaszcza, że każdy ruch powoduje ogromny ból. Palący, nieposkromiony ból. Jedno spojrzenie w dół i wszystko się urywa. Wszystko. Tylko dlaczego, ostatnim widokiem były zakrwawione ubrania i zmasakrowane wnętrze samochodu?

Perspektywa Karola

Jeden telefon.  Jedne zdanie.
Szok. Nie potrafisz ruszyć się z miejsca, nie potrafisz wykonać jakiegokolwiek ruchu. Ta myśl paraliżuje cię od środka. Jedynym sensownym wyjściem z tej sytuacji jest powiadomienie Wrony. To on ma tam pojechać. On MUSI tam pojechać.
Rzucasz się ku schodom wiodącym na piętro zamieszkiwane przez przyjaciela. W myślach dziękujesz Bogu za długie nogi, które pozwalają ci na szybkie ich pokonanie. W tej samej chwili wpadasz... właśnie na Andrzeja.
- Zabij mnie, Karol, błagam cię, zabij mnie, bo ja sam się nie zabiję...  - zaczyna, ale ty mu szybko przerywasz.
- Gabi miała wypadek. Jest w szpitalu. - mówisz bezbarwnym głosem.
- CO?! - łapie cię za barki i potrząsa. - Nie, to nie może być prawda, nie... Nie, rozumiesz?! Nie wierzę, to nie może... nie może być prawda! - rozpaczliwie szuka w twoich oczach żartu. Odnajduje szczerą prawdę. Bolesną prawdę. - To moja wina. - mówi i odwraca się. - To wszystko moja wina! - słyszysz w jego głosie ogromny ból, ból żalu i rozpaczy.
- To moja wina. Gdyby została dłużej u mnie...
- Była u ciebie?! - po raz kolejny wasze oczy spotykają się w piorunującej bitwie. Po raz kolejny masz ochotę strzelić mu porządnego liścia. I tak robisz. Pomimo barier w twoim umyśle, pomimo cholernego żalu, uderzasz Andrzeja w twarz.
- Czy ty jesteś aż taką sierotą, żebyś nie domyślił się, że ta dziewczyna cię kocha? Może ma się jeszcze zabić, żebyś w końcu dojrzał do tego co czujesz?! Do jasnej cholery, Andrzej! To jest prawdopodobnie twoja ostatnia szansa. Ja takiej szansy nie otrzymałem. A wiesz, dlaczego? Bo ta szansa cały czas jest wystawiona dla ciebie. Ale ty jesteś takim idiotą, że nie potrafisz docenić kobiecej miłości! I w dupie mam to, czy umiesz okazywać uczucia, czy nie. Liczy się to, że wiem, że ją kochasz, równie mocno, jak ona ciebie i że w tej chwili powinieneś być już dawno w szpitalu!!! - streszczasz swoje myśli w kilku dogłębnych zdaniach, lądujących bez składu i ładu w twoich ustach. Tak bardzo bezsensowne słowa, a tak mocno uderzyły Wronę. Bo już nie stoi naprzeciw ciebie w rozpadzie emocjonalnym, już nie piorunuje cię wzrokiem, nie ukrywa swojej rozpaczy i żalu. Prawdopodobnie już łamie przepisy drogowe, szarżując po ulicach Bełchatowa,  w kierunku szpitala. Masz jedynie nadzieję, że jego głowa nie pęknie od natłoku cierpienia, kiedy dowie się, w jakim stanie znajduje się osoba, która oddałaby mu swoje serce. 

Perspektywa Andrzeja


Czujesz się, niczym w śnie, koszmarze.
I najgorsze jest to, że wiesz, po kogo stronie znajduje się wina.
Po twojej.


Wiesz bardzo dobrze, że Gabriela widziała ciebie i blondynkę na klatce schodowej. Kim była dla ciebie owa kobiecina? Przerywnikiem w życiu, głupim wybrykiem pozwalającym na oderwanie się od myślenia o Gabi? Tak. Jak głupio i pusto by to nie zabrzmiało, tak było. Kochasz Gabrysię. Kochałeś od początku. Ale to takie trudne powiedzieć jej to słowo, to takie trudne wyjawić swoje uczucia. Tak bardzo bolało cię to, że nie potrafisz się wysłowić uczuciowo. Tak bardzo dotykało cię to, że przyłapujesz się na ciągłym rozmyślaniu o jej pięknych oczach, w których tak bardzo chciałbyś zatopić swoje oczy... Próbowałeś sobie tłumaczyć, że to nie dla ciebie, że nie jest ciebie warta... Ale na nic. A dziś? Dziś spieprzyłeś wszystko. Karol dał ci wyraźnie do zrozumienia, że jesteś dupkiem, cholernym dupkiem. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że mogła zginąć, przez ciebie.
Kochasz ją, tak bardzo ją kochasz. Ale ty również, tak bardzo zniszczyłeś ją od środka.
I nie wiesz, czy uda ci się to wszystko naprawić...
Boli, bardzo boli...

Wpadasz do wysokiego, zmodernizowanego budynku. Przemierzasz korytarze w zatrważającej prędkości, dobiegając do recepcji. Nie zwracasz uwagi na to, że pielęgniarka zakazuje ci wchodzić do jej sali, nie zwracasz uwagi na jej podniesiony głos. Padasz na krzesło, obok jej łóżka, obok jej wątłego ciała, bladego i opatulonego bandażami. Nie hamujesz łez, łapiesz jej dłoń i przykładasz do ust. Jedna sekunda i całą twoją twarz pokrywają łzy rozpaczy, niepohamowanego smutku i żalu... Dlaczego ona? Dlaczego nie ty? Dlaczego?!
I dlaczego, jedynym słowem, jakie wyłapujesz w nostalgii z ust lekarza, jest "śpiączka"?

Perspektywa Gabrieli

Ciemność, ciemność, ciemność.
Brak twojego widoku.
Brak twojego głosu.
Brak twojego uśmiechu.
Twojego zapachu.
Brak ciebie, Andrzej...
Kocham cię...





Wyszło, jak wyszło, widzicie. 
TAK WIEM, napisałam na początku, że skończę to szczęśliwie.
Ale to jeszcze nie koniec. Na sielankę jeszcze przyjdzie czas.
Teraz przyszedł czas na ważną wiadomość dla was.
4 rozdziały i epilog.
Nie potrafię pisać długich opowiadań. Dlatego, za 5 tygodni pożegnamy się z historią o Gabi, Andrzeju i Karolu. Ale zanim to nastąpi, będzie szczęśliwie, obiecuję wam. :)
Za 6 dni ME. Ja wybieram się na 1-szy mecz, Polska-Turcja w piątek.
Dlatego nie wiem, jak będzie z sobotnim rozdziałem.
Na 95% go dodam, ale być może dopiero w godzinach wieczornych. :)
Życzcie mi dobrej zabawy, będę zdzierać gardła za was wszystkie, które nie mogą kibicować na żywo.

A teraz chciałabym podziękować dwóm duszyczkom.
Po pierwsze, Zuza.
Siostra, dziękuję ci, za to, że jesteś i za to, że zawsze mi pomożesz.
Kocham cię, siostra, pamiętaj. Już w piątek nasz dzień. <3
Po drugie, Caro. (wingspiker)
Kochana, szalenie dziękuję ci za te nasze rozmowy.
Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i niesamowitą pisarką.
Dziękuję Bogu za to, że mogłam cię poznać. I co z tego, że dzieli nas aż tyle kilometrów?
Za jakiś czas wpadam na rogaliki i mecz Sovii. ♥
DZIĘKUJĘ WAM, DZIEWCZYNY.
A także każdej odwiedzającej i komentującej. Pomagacie mi, dziękuję.

Wasza Joan.




sobota, 7 września 2013

Pięć



Jak cudowne jest ciepłe łóżko, ciepła pościel i to poczucie bezpieczeństwa. Jak cudownie jest błądzić dłonią po nieskazitelnej fakturze prześcieradła...
I to właśnie czynię, na wpół śpiąc, kiedy moja ręka natrafia na...
- KŁOS, CO TY TU ROBISZ, DO CHOLERY?! - paniczny strach po zetknięciu się moich palców z umięśnionym torsem, powoduje, że zerwałam się z łoża. Po szybkiej ocenie sytuacji spostrzegłam, że nie jestem wcale u siebie.  - Co... co ja tu robię? W dodatku w samej bieliźnie?! - krzyczałam, próbując zakryć się kołdrą, bez zbliżania się do faceta okupującego trzy czwarte powierzchni łóżka.
- Kobieto, nie wydzieraj się tak... Niedziela jest, ósma rano, pół bloku obudzisz... - Karol wzdycha ciężko i siada, plecami do mnie. - Do niczego nie doszło. - szybko uprzedza moje pytanie. Otwieram usta, ale po chwili zamykam je, próbując przypomnieć sobie cokolwiek.
- Całowaliśmy się... - zaczynam.
- Tak Gabi, całowaliśmy się. - przerywa mi. - Ty tu tylko spałaś, więc nie patrz na mnie, jak na rasowego pedofila. - odwraca się gwałtownie i obejmuje moją twarz dłońmi, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy.
- Gabi... - mówi cicho.
- Karol, powiedz mi, jak mam się odkochać. Zrobię to, ale powiedz mi, jak. Staram się, tłumaczę sobie, że wcale go nie kocham, ale... to  ciągle wraca. Spędziłam trzy bite lata we Włoszech. Wracając byłam pewna, że to koniec, przyjaciele przyjaciółmi i tyle. Myliłam się. Kiedy go zobaczyłam... wszystko wróciło. Nie chcę tego, ale zarazem nie potrafię się od tego uwolnić. - zakończyłam swój wywód i puściłam rękę Kłosa, która nie wiadomo skąd znalazła się w mojej. 
- Pójdę już, bo to nie ma sensu. Wczoraj... to wczoraj nie powinno się wydarzyć. - nie czekając na odpowiedź, ubrałam się błyskawicznie.  - Przepraszam. - dodałam i wyszłam z mieszkania.

 Zbiegłam po schodach na dół, modląc się w duchu, aby nie spotkać po drodze żadnego siatkarza. Na szczęście po chwili siedziałam już w swoim samochodzie i z piskiem opon wyruszyłam w podróż do Częstochowy.


Czy czujesz chłód i zagubienie w rozpaczy?
Budujesz nadzieję lecz porażka jest wszystkim co znasz
Przypomnij sobie o całym smutku i rozpaczy
I pozwól temu przeminąć
Pozwól przeminąć



Lubię szybko jeździć. Lubię tą nutkę adrenaliny, pulsującą w twoim ciele. Łamałam przepisy, bez jakiejkolwiek skruchy. No bo po co? Kasę mam, mandat zapłacę. A mojego rozdartego serca nic nie naprawi. Nic. 
I co z tego, że wiem, że zraniłam poniekąd Kłosa. Co z tego, skoro nie miłość zaślepiła mnie kompletnie? 
Już prawie wyjechałam poza granice Bełchatowa, już prawie wjechałam na autostradę, napawając się jej wspaniałą nawierzchnią.
Jednak wtedy spostrzegłam, że na siedzeniu pasażera nie ma mojej torebki. Klnąc siarczyście na swoją głupotę i amnezję, byłam zmuszona zawrócić do mieszkania Karola. Damska torebka pozostawiona w mieszkaniu mężczyzny? Złe połączenie.
Nie pozostawało mi nic, jak zawrócenie i powrót do mieszkania wyżej wymienionego.
Po raz kolejny nie szczędziłam w szybkości. Strzałka na wskaźniku prędkości w zastraszającym tempie przesuwała się w prawo. W końcu, niezłapana przez jakiegokolwiek strażnika prawa, dotarłam w to samo miejsce, co kilkadziesiąt minut temu.
Nieuchronne było, minięcie po drodze mieszkania Wrony. Praktycznie moje nogi już wbiegły na to piętro, kiedy do moich uszu dotarł przykry odgłos. Przykry, jak dla samotnej osoby odgłos pocałunku.

I czy kontaktujesz z rozumem, widząc Wronę z jakąś blondyną?
I czy próbujesz ukryć swoje emocje, kiedy Andrzej zatapia swoje usta, w jej krwistoczerwonych wargach? 
Oczywiście, że nie.  
Z twojego gardła wyrywa się rozpaczliwy krzyk. Już cię tam nie ma, już załamana otwierasz drzwi swojego auta. 
- Nienawidzę cię, tak bardzo cię nienawidzę! - krzyczysz, nie potrafiąc się uspokoić. Odpalasz silnik i jedziesz, ledwo widząc na oczy, zalane łzami. Po raz kolejny masz szczęście, bo nie łapie cię nikt na gorącym uczynku łamania przepisów.
Tylko dlaczego tracisz nagle panowanie nad pojazdem?
Tylko dlaczego przeraźliwy huk i krzyk, który później okazał się twoim, rozsadza twoją czaszkę?
Tylko dlaczego ogromny ból nagle ustaje?

Szczęście, gdzie jesteś? 






Lubię się pastwić nad bohaterami.
Lubię, bo to cholernie działa w dwie strony. Daje jakieś niewytłumaczalne ukojenie w życiu prywatnym. Sorry not sorry, tym, którzy mieli nadzieję, że od początku będzie sielankowo. 
Życie jest brutalne. 
Ostatnio w ogóle nie mam głowy do niczego.
Jest takie coś, co mnie cholernie boli i martwi. 
Nazywa się pięknym uczuciem. Ale nie jest piękne.
Cóż.
Wczoraj nasza kadra wygrała z Holandią. Mam nadzieję,że to będzie kop szczęścia.
Teraz tylko wygrać dziś. :) Damy radę! 
Przepraszam, że nie komentowałam u was za wiele, na pewno to nadrobię.
Dziękuję za to, że jesteście, kochani. :*


NOWOŚĆ: ZAPRASZAM NA BOHATERÓW: www.zranione-wspomnienia.blogspot.com 
(zawsze się mylę w pisaniu adresu tego bloga :p)