sobota, 16 listopada 2013

Epilog

podkład

dwa miesiące później
Nasza mała kruszynka ma już 16 tygodni. Rośnie, jak na drożdżach, co objawia się w ilości pożywienia, jaką pochłaniam, tym samym doprowadzając Wronę do wiecznego chichotu. Za karę ojciec rodziny jest przeze mnie ciągany po wszystkich możliwych sklepach dla dzieci. A co, niech cierpi!

- Zobacz jakie cudo! - powiedziałam po raz milion pierwszy do Andrzeja, przechadzając się między niekończącymi się alejkami w sklepie z ubrankami dziecięcymi. Wyjątkowo uradowany, mówiąc sarkastycznie, próbował tonować mój zachwyt.
- Kochanie, mamy na to aż całe pięć miesięcy! A poza tym, nawet nie znamy płci naszego małego słoneczka... Ale...
- Nie, nie wmawiaj sobie, że będzie to mały siatkarzyna! Mogę ci powiedzieć, a kobiety w ciąży są nieomylne, że moje wnętrzności krzyczą, iż jest to dziewczynka. - dokończyłam, całując go przelotnie w zmarszczony nos. - Ty się lepiej martw, jak ja będę za niedługo wyglądać. Golonka w swetrze! Ciężarówa!
- Aj tam. Pamiętaj, że nosisz w brzuchu wiekopomnego potomka. Z brzuchem, czy bez, muszę cię kochać. - przytulił mnie do siebie, walcząc z moim ruchem oporu.
- Grabisz sobie, panie Wrona! - okładałam go pięściami, jednocześnie tuląc się do jego torsu.

I tak w zawrotnym tempie, mijały kolejne dni, tygodnie... Miesiące...

pięć miesięcy później
Lipiec. Gorąco. Goręcej. Najgoręcej.
Szkoda, że nikt mi wcześniej nie powiedział, że baba w ciąży plus ciągłe upały równa się tykająca bomba. W miarę upływającego czasu, wszystko zbliżało się do dnia trzydziestego pierwszego. W owym czasie na świat miał przyjść lokator swojego gigantycznych rozmiarów mieszkanka, zwanego moim brzuchem.
I być może dawałabym jakoś radę w oparciu Andrzeja, jednak nie mógł on przecież zrezygnować z bycia siatkarzem na okres mojej ciąży. Dlatego uparcie twierdziłam, że daję radę. I tak też było. Radziłam sobie. 
Pan Wrona bytował w piekielnym lesie, zwanym spalskim, więc można uznać, że pozostałam sama.
Ale nie, nie, nie, pewien osobnik, którego włosy nadal znosiły ból i cierpienie w wyniku dość radykalnych zmian koloru, powrócił z Uniwersjady. Jak na faceta przystało, chcąc czy nie chcąc, zapragnął dopomóc mi w ostatnich dniach katuszy.
Dodajmy, iż moje ciągłe "sprzeczki" z Kraczącym co do płci dziecka zostały spotęgowane zakładem. A więc, doszło do założenia się o... płciową niespodziankę. 
Zakład brzmiał: jeżeli Wrona będzie w meczowej dwunastce i zagra chociaż jedną minutę na boisku podczas pierwszego meczu Ligi Światowej, płeć dziecka poznamy dopiero przy porodzie. Po długotrwałych fochach w końcu zdecydowałam się na ową zabawę.
I jak na złość, cholercia, środkowy rozegrał cały mecz. 

Tak więc, do dziś nie mam pojęcia co noszę w brzuchu. A sam sprawca wylewa siódme poty na treningach w Spale. 
Turniej miał trwać od 3 dnia lipca, do 30. Walcząc ze strachem, że dwumetrowca nie będzie przy porodzie, starałam się myśleć racjonalnie. Jego marzeniem był medal, więc nie chciałam mu niszczyć tych marzeń. Jak pojedzie, to pojedzie, jak wróci, to wróci. Ale gdzieś w głębi siebie moje serce krzyczało, że 31-szego będę rodzić w obecności Andrzeja.

Dni leciały, jak z bicza strzelił, a nasza reprezentacja odnosiła kolejne sukcesy. Jak by to skomentował Przedpełski, lali wszystkich. 
I dotarli do turnieju finałowego, który odbyć miał się... w Polsce. 
Jeden cichy plus - mój książę zdąży wrócić. Jeden minus - mnie tam być nie mogło.


Wybiła godzina dwudziesta, przedostatniego dnia lipca, kiedy to wraz z Karolem, który otrzymał od Wrony nakaz pilnowania mnie tego dnia, zasiedliśmy przed telewizor.
 - Gabi, ale wiesz co, przekaż wewnętrzny impuls swojemu potomkowi, żeby dziś nie zachciał przypadkiem wyjść na świat... Kapitan Wrona prosił, żebym hamował twój entuzjazm, bo to podobno przyśpiesza to wszystko... Reasumując, twój facet nie wytrzyma, jeśli nie będzie przy porodzie. - wygłosił swą mowę Kłos, po pierwszej piłce zdobytej przez naszych.
- To niech on spina tyłek, szybkie 3:0 z tą Rosją i zapraszamy na porodówkę. - odpowiedziałam, delikatnie głaszcząc swój brzuch.
- No ja mam nadzieję, bo porodu odbierać nie chcę...

Kobieta w ciąży - jasnowidz. Wykrakałam! Nasi dokonali historycznej rzeczy, wygrali Ligę Światową, w tym pokonując do zera Rosjan...

Przyszedł kolejny dzień. Ku uciesze Karola moje dziecię nie wykazało nadmiernego ADHD podczas meczu i spokojnie dobiliśmy do dnia kolejnego. 
Ale teraz już tak kolorowo nie było... 

- KAROL, zbieraj się. - wypowiedziałam, ledwo co łapiąc oddech pomiędzy okropnymi skurczami.
- Co? Już? To już?! - poderwałam go na równe nogi.
- Tak. - wysyczałam, krzywiąc się z bólu.
- Ale Wrona...
- Karol, mówię ci, że to już, trudno, przecież nie zahamuję porodu! - wykrzyczałam ze łzami w oczach.
- A. No. Dobra, już... - w końcu zebraliśmy się i w okrzykach mojego bólu wyruszyliśmy w podróż do szpitala.

Porodówka. Pełno ciężarnych kobiet. Pełno świeżo upieczonych, bądź jeszcze nie, tatuśków. I brak najważniejszego. To mnie chyba najbardziej złamało, ale powiedziałam sobie, że dam radę. Dla niego.
Po krótkich oględzinach dostałam wiadomość. TO JUŻ.
Zostałam szybko zabrana na salę porodową, ale zdążyłam usłyszeć w biegu słowa Kłosa. JEDZIE.

Wszystko działo się szybko. Drastycznie szybko. I jakież było moje szczęście, kiedy do sali tuż przed lekarzem wparował nie kto inny, jak Andrzej. Miałam ochotę wstać, rzucić się na niego, wyściskać, wycałować i wszystko inne, ale byłam przykuta do łóżka.
Złapał mnie za rękę i pocałował w czoło. Chciało mi się ryczeć z bólu, jaki sprawiały mi skurcze, ale jego dotyk i obecność dodały mi siły.

50 minut później ziściła się historia naszej miłości. Na świat przyszło nasze dziecię. Dla śmiechu - chłopiec. Nasze oczko w głowie.

- Kocham was. - powiedziałam ze łzami w oczach, trzymając na rękach naszą kruszynkę.
- I ja was też, słoneczko, ja was też. - powiedział Andrzej.


Szczęście? Witaj!

kurtyna opada.



The end.
Opowiadanie z Andrzejem i Karolem dobiegło końca.
Ile mogłabym teraz napisać, ile podziękowań, ile wirtualnych serduszek!
Kocham was, moje drogie, kocham was bloggerową miłością! To dzięki wam mam dla kogo pisać. 
Dziękuję, że po raz kolejny mogłam dla was pisać, spełniając swoje marzenia.
Dziękuję, że ze mną byłyście.
Dziękuję tym co byli od początku 
i tym co doszli,
i tym co wytrwali.
Dziękuję. <3

Teraz bytuję jedynie tu: www.zranione-wspomnienia.blogspot.com
W przyszłości bytować będę tu: www.eremofobia-duszy.blogspot.com
W dalekiej przyszłości tutaj z najwspanialszą Karoliną: www.samotne-dusze.blogspot.com
A między tym wszystkim mam w planach całkowitą destrukcję w postaci kolizji dwóch kontrowersyjnych siatkarzy. Nie chcę nic zdradzać, bo polecą hejty. Jeszcze nie. 
Powiem jedynie, że pewien kontrowersyjny, ale lubiany i pewien kontrowersyjny, ale nielubiany.
 Trochę reklam, wybaczcie.

W każdym bądź razie, przesyłam miliony serduszek dla wszystkich. <3

Bywajcie!

Wasza Joan.    

niedziela, 3 listopada 2013

Dziesięć

- Co? - Wrona spojrzał na mnie, jak na wariatkę, która dopiero co wybiegła ze szpitala psychiatrycznego.
- Będziesz tatą... - powiedziałam, starając się mówić spokojnie i wyraźnie. Facet w szoku - facet nieokiełznany.
- Naprawdę? - pyta z niedowierzaniem, wzbudzając tym samym apogeum mojego zażenowania. A może po prostu humorki kobiety w ciąży zaczynały dawać mi się we znaki?
- Nie, kochanie. Po prostu tak sobie przejechałam pół Polski, tak o, żeby z ciebie zażartować. Trochę mi się nudziło i wpadłam tutaj prawie o północy. Nie mam co robić i z Bełchatowa zapierdzielam do Gdańska, żeby cię obudzić i udawać, że jakieś dwa miesiące temu mnie zapłodniłeś. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Dobra, jesteś w ciąży. Słowotok, ogólne wkurwienie, sarkastyczne mowy. Sprawdza się. - posłał mi szarmancki wyszczerz. Zanim zdążyłam go wyjątkowo zrugać, zamknął mnie w swoich ramionach i delikatnie pocałował. Hej, gdzie podziała się ta moja złość? Wtuliłam się w jego tors, tym samym próbując go dźgnąć. A próbuj sobie, marna kobiecinko, której jedynym narzędziem w walce są długie paznokcie. Z kilkucentymetrową tkanką mięśniową nie wygrasz.
- Za karę będziesz zmieniał pieluchy. - śmieję się. - Albo nie, samą karą będzie wytrzymanie ze mną. Już niedługo zaczną się zachcianki, zmienne humory, płacz bez powodu...
- I tak cię kocham. To znaczy... was kocham. - po tych oto słowach, kompletnie się rozczuliłam...
Czyli się ucieszył. Czyli to zaakceptował. Jak widać, wiadomość o byciu ojcem, znacznie podnosi ego faceta. Faceta, którego kocham najbardziej na świecie...

miesiąc później... perspektywa Andrzeja.
- Powiem wam, że to wcale nie jest takie fajne, jak się wydawało... - mówisz do kolegów, zebranych w szatni po treningu.
- Ale co? - jak zawsze, zdezorientowany Karol zmarszczył czoło, głowiąc się o czym możesz rozprawiać.
- Karcio, takiś wygadany, a zapomniałeś już, że wybranka Andrzeja jest w ciąży? - Włodarczyk upomniał środkowego, uprzednio rzucając w niego butem.
- Andrzejku, ja ci dobrze radzę, to dopiero początek. Najlepiej zaopatrz się w kiszoną kapustę, ogórki, do tego jakąś Nutellę, czekoladę. I wszystko na spokojnie, to jest ten jedyny okres w życiu mężczyzny, w którym musisz jej przytakiwać. Inaczej zostaniesz zagadany na śmierć. - odezwał się Plina, uśmiechając żartobliwie.
- Co? Po co mi jakaś kapusta? - pytasz, sądząc, że się przesłyszałeś.
- Kochany, dla niej, nie dla ciebie. Uwierz mi, że za jakiś czas to będzie jej ulubiony przysmak. Nie wspomnę już o tym, że...
- Już nic nie mów. Naprawdę, wystarczy mi. - przerywasz mu i podnosisz ręce w geście poddania.
Otuleni gromkim śmiechem zbieracie się do domów po ciężkim treningu. Jak zwykle rzucasz torbę na tylne siedzenia samochodu i wyruszasz w codzienną podróż do waszego mieszkania.
- Gabi, wróciłem! - krzyczysz, ledwo przekraczając próg. Od razu ją widzisz, wyłaniającą się z jednego z pokoi.
- O, bardzo dobrze. Mam dla ciebie misję, kochanie. Skocz do warzywniaka na dole i kup kiszoną kapustę.



Na wstępie należą wam się słowa wyjaśnienia, bo to co odwaliłam przed dwie godzinkami jest wyjątkowo głupie. :D Otóż, o godzinie 15 dodałam tutaj połowę tego rozdziału... nieświadomie. 
Ogarnęłam to po godzinie, kiedy chciałam dopisać resztę rozdziału i dopiero wtedy wstawić. xD
Wiem, wiem, wiem, koniec z pisaniem od razu na bloggerze. :D
Wybaczcie moje roztargnienie.
Jak widzicie, przed wami dziesiąteczka.
Wedle mojej rozpiski, jest to ostatni rozdział przed epilogiem.
Tak, kochani. Za tydzień epilog.
Chyba, że zwariuję i coś mi się odwidzi.

Korzystając z okazji, pragnę was zaprosić na nowy projekt, gdzie dodałam już prolog:

DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE JESTEŚCIE. <3


niedziela, 27 października 2013

Dziewięć

Dziesiątki ludzi przewijających się przez wejścia do bełchatowskiej hali, dziesiątki kibiców, fanów, miłośników. A w tym wszystkim ja, Gabriela Markiewicz. Oczywiście, standardowo moim umysłem zawładnęło chore déjà vu, przypominające mi, jak bardzo mój mózg rozpamiętuje stare czasy.
Ale pomijając każdy negatyw, dzisiejszego dnia miałam otaczać się samymi pozytywami. Tak sobie postanowiłam rano. Zero rozpamiętywania jak było, jak bolało, co się działo. Koniec z życiem smutkami z przeszłości. Czas zająć się jedynie teraźniejszością.
Taką oto dewizą miałam zamiar kierować się w najbliższym czasie. Bo czy warto wiecznie przekładać wspomnienia nad chwilę obecną? Istotne, że nie. Zwłaszcza mając u boku tak wspaniałego faceta, jakim jest Andrzej Wrona...

I tak mijają godziny, dni, tygodnie...
Czy coś się zmienia? Tylko na dobre. Mieszkamy razem. Spędzamy ze sobą multum czasu. Oczywiście tego nie zajętego przez siatkówkę. Pomimo, że każdy tydzień ma w przypadku Andrzeja schemat trening-dom-mecz, to każdą wolną chwilę poświęcał mi.
Czas nie był naszym sprzymierzeńcem. Gonił jak szalony, z niesamowitym przyspieszeniem przewracając kartki w kalendarzu. Zanim się obejrzeliśmy - nastał grudzień. Czas świąt, śniegu, niezdyscyplinowanych mrozów. Oboje z Wroną wyczekiwaliśmy przerwy świątecznej, kiedy to mieliśmy dla siebie te kilka dni więcej. Właściwie to w praniu wyszły z tego trzy dni, ale wykorzystane w pełni.
Święta Bożego Narodzenia 2013 spędziliśmy w spokojnej, rodzinnej atmosferze wraz z rodziną mojego lubego. Jak wiadomo, moi rodzice bytują we Włoszech. Dlatego zostałam "przygarnięta" przez rodzinę Kraczącego, który z wielką uciechą pałaszował pierogi i czerwony barszcz w moim towarzystwie. I weź tu się dziewczyno nie zakochaj w takim człowieku!

Jak to bywa w siatkarskim świecie, wielkoludy mają zapieprz nawet w teoretycznym czasie wolnym dla większości społeczeństwa. Już wieczorem drugiego dnia świąt pozostałam sama w naszym bełchatowskim mieszkanku. 27.12 Skra miała zmierzyć się z gdańskim Lotosem, na ich terenie. To właśnie było powodem mojej samotności. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!

I tak przyszedł poranek dnia kolejnego. Z powodu, że do Gdańska z Bełchatowa jest pierdyliard kilometrów, ja mecz miałam sobie jedynie obejrzeć w telewizji... Jednak wydarzyło się coś, coś zarazem pięknego i zaskakującego, coś naruszającego stateczny spokój, jaki uzyskaliśmy, jednocześnie mającego słodko zburzyć tą nudnawą normę...
Jak każda baba, języka trzymać za zębami nie potrafię, szczególnie w zaistniałej sytuacji... A takich rzeczy się przez telefon nie mówi... Niewiele myśląc i nie zwlekając pognałam w kierunku swojego auta. Już kilka minut później gnałam autostradą do Trójmiasta...
Kilka godzin w podróży, by wpaść blisko północy  do hotelu, w jakim zatrzymała się jego drużyna. Nie, nie mogłam czekać. Zwłaszcza, że ukochany obchodził dziś dwudzieste piąte urodziny. Czy okaże się to dla niego prezentem? Czy uzna to za chory żart? Tego musiałam dowiedzieć się dziś, teraz, w tej chwili.
Szybko wybrałam numer do środkowego, modląc się, żeby odebrał.
Jakież było moje szczęście, kiedy przy przedostatnim sygnale odebrał. Tak, odebrał, sennym głosem wypowiadając moje imię...
- Andrzej, wstawaj i wyłaź na korytarz...
- Co?
- Czekam tam na ciebie...
- Gabi, co ty wygadujesz?
- NO WYŁAŹ DO JASNEJ CHOLERY, BO SAMA TAM WTARGNĘ I OBUDZĘ PÓŁ DRUŻYNY! - błąd. Swoim krzykiem naraziłam się na sarkastyczne spojrzenie pani z recepcji. Zasadniczy błąd.
Usłyszałam jedynie ciche "zwariowała" w słuchawce i się rozłączył. Nie minęła minuta, a moim oczom ukazał się trochę roznegliżowany, bardzo zaspany, ale ogromnie zdziwiony Wrona.
- Co ty tu... - zaczął, zbliżając się do mnie.
- Musimy sobie poważnie pogadać. - powiedziałam i czym prędzej wtuliłam się w jego tors. Odwzajemnił uścisk, ale nadal wyglądał na zaskoczonego. Ale co mu się dziwić, na jego miejscu już dawno odprawiłabym go z kwitkiem, określając szeregiem durnowatych epitetów. Jak on ze mną wytrzymywał, to jeden Bóg raczy wiedzieć.
- Kochanie, jest gdzieś dwudziesta trzecia czterdzieści, jesteśmy w Gdańsku, ty powinnaś być teraz w Bełchatowie i smacznie spać, a jakimś dziwnym trafem znajdujesz się tutaj, obok mnie, więc chciałbym usłyszeć jakieś słowa wyjaśnienia. Chyba, że stęskniłaś się za mną, wtedy nie mam...
- Andrzej, jestem w ciąży. - przerwałam mu, jednocześnie bardziej się wtulając.

Hej, hej, mała dziecinko rozwijająca się gdzieś w głębi mnie. Poznaj swojego tatusia...





Możecie mnie linczować, palić na wirtualnym stosie, czy co tam sobie chcecie,
ale z przykrością stwierdzam, że nie było czasu. I to dlatego ten rozdział jest dodany z takim okrutnym poślizgiem. Wybaczcie! :C 
Następny rozdział na pewno w sobotę. 
W końcu wolne, to trzeba korzystać.
Oprócz tego, że jest mi cholernie trudno, bo zbliżamy się do końca
i oprócz tego, że mordują mnie w szkole, to daję radę. 
To na górze, pozostawmy bez komentarza.
Także co? Widzimy się za tydzień? Już bez poślizgu, obiecuję...
W międzyczasie przemawiam, w piątek pojawi się prolog tutaj: Najgorszym więzieniem jest przeszłość. 

Trzymajcie się, kochani. :*

 

niedziela, 13 października 2013

Osiem

Czy ktokolwiek spodziewał się, że coś powiem? Że przerwę to cudowną więź, łączącą dwójkę ludzi podczas pocałunku? Oczywiście, że nie. I dobrze, bo nic takiego się nie stało. Każda milisekunda była eksplozją uczuć i emocji. Miłości i pragnienia. Namiętności i subtelnej wrażliwości. Wszystko w jednym, prawda? I to szalone poczucie tęsknoty za czymś, czego nigdy nie zasmakowałam, to porażające odczucie jego dotyku na mojej delikatnej skórze. Nie kontaktuję ze światem, kiedy opadamy na łóżko. Nie kontaktuję.

Dnia następnego podrywa mnie ze snu dość nietypowy budzik. Mianowicie, czyjś oddech łaskoczący skórę mojej szyi. Czy jest coś piękniejszego niż jego widok? Czy jest coś piękniejszego od tego, że leżę wtulona w niego? Chyba jasne, że nie. Na pewno nie w tej chwili.
- Nie śpisz. - stwierdza Andrzej, obserwując mnie uważnie.
- Nie mam pewności. To wciąż wydaje mi się snem... - powiedziałam, patrząc mu głęboko w oczy.
- Ukochana, to nie sen. Wiem, to dziwne. - dopowiada, delikatnie marszcząc czoło.
- Dlaczego dziwne? - pytam.
- Bo wciąż nie wierzę w to, że mi wybaczyłaś. Oboje dobrze wiemy, że kto jak kto, ale ja na to nie zasługiwałem. 
- Tak myślałam, że do tego pijesz. A teraz mnie łaskawie posłuchaj, bo trzy razy powtarzać nie będę.- poderwałam się z pozycji leżącej. - Każdy zasługuje na wybaczenie. Oczywiście nie mówię tu o gwałcicielach, pedofilach i innych marginesach, ale o codziennych sytuacjach. Nie, nie przerywaj mi! Dążę do tego, że wybaczyłam ci nie dlatego, że spędziłeś ze mną noc, tylko dlatego, że od paru dobrych lat cię kocham. Tak, kocham cię Andrzej i mogę ci to powtarzać do znudzenia. A ty w obecnej sytuacji musisz zrozumieć, że jakby mnie nie bolało, tak samo będę cię kochać. A więc możemy zakończyć tą bezsensowną rozmowę o wybaczaniu na zawsze. Dobrze? - kończę swój jakże interesujący wywód i opadam na swoje poprzednie miejsce. - Już możesz zabrać głos. - dodaję, widząc, że nie pali się do kontry. Otula mnie jedynie swoim ciałem i delikatnie całuje w usta.
- Czyli jest to twoja odpowiedź? Dobra, może być. - śmieję się i powracam do tego miłego stanu bezpieczeństwa i spokoju duchowego. Żyć, nie umierać...

- Gabi?
- Słucham. - odpowiadam, słysząc głos Wrony dochodzący z odległego pokoju.
- Jutro mecz. Informuję cię, że na niego idziesz. - uśmiecham się do siebie samej, słysząc te słowa.
- Jak za dawnych czasów? - pytam cicho, widząc jego sylwetkę tuż za sobą.
- Jak za dawnych czasów. - potwierdza Andrzej i obejmuje mnie po raz kolejny, obsypując czułościami.
Jest pięknie...


WYBACZCIE MI, WYBACZCIE, WYBACZCIE!
Joan zaniemogła. Szkoła, fizyka, matma, te sprawy.
To mnie zabiło, dlatego dopiero teraz rozdział.
Wybaczcie. :C
Poza tym jakoś daję radę. 
Bywało lepiej, ale nie jest źle. 
Trzymajcie kciuki, żebym przeżyła październik.
Ściskam was, moje kochane, które ze mną jesteście. :*

+wielki przytulas dla Caro. <3
+wielki przytulas dla Zuzy. <3
ZA TO, ŻE JESTEŚCIE, DZIEWCZYNY. :*

sobota, 28 września 2013

Siedem




Perspektywa Andrzeja
Kolejny dzień... A właściwie już noc, spędzasz w szpitalu. Dziś odmiennie, zamiast w szpitalnej sali numer 8, na szpitalnym korytarzu. Kiedy kilka godzin temu od razu po treningu tu wpadłeś, zakazano ci wejścia do Gabi. Teraz, siedzisz na plastikowym, niewymiarowym krzesełku i zagryzasz wargi ze stresu. Najchętniej sam zakończyłbyś swoje życie, gdyby była taka możliwość, oddałbyś je Gabrieli. Ale dobrze wiesz, że nie możesz i teraz resztę życia spędzisz na rozpatrywaniu swojej winy...
Mija może kolejna godzina, może kolejne dwie, kiedy ktoś siada obok ciebie. Nie musisz przenosić wzroku, nie musisz się obracać. Wiesz, kto przyszedł dotrzymać ci towarzystwa. Karol.
I dobrze wiesz, jak dużo kosztuje go ta sytuacja, dobrze wiesz, że jego to wszystko mocno zabolało. Wiesz to wszystko i cholernie cieszysz się, że nie zostawia cię zdanego na samego siebie.
- Ale bagno, Andrzej... - odzywa się po dłuższej chwili Kłos. Spoglądasz na niego, a głos nie potrafi wydobyć się z twojego gardła. Waszą monotonię przerywa sylwetka lekarza wyłaniająca się z sali. Natychmiast podrywacie się z miejsc. 
- Który z panów nazywa się Andrzej Wrona? - pyta rzeczowym tonem i zatrzymuje wzrok na tobie, kiedy w końcu się odzywasz.
- Ja. - odpowiadasz, zerkając przy okazji na Karola, który jedynie klepie cię po plecach i popycha w kierunku drzwi, które doktor otwiera przed tobą. 
Ludzie mówią, że mężczyźni są mniej uczuciowi od kobiet. Czy to prawda? Niekoniecznie. Ty, w tej chwili praktycznie nie kontaktujesz. Emocje biorą górę, kiedy przekraczasz próg szpitalnego pomieszczenia. Jedyny plus bycia facetem, to ta umiejętność ukrywania uczuć. Gdybyś był kobietą, już dawno rozpłakałbyś się, już dawno krzyczałbyś, spazmatycznie błagając Boga o śmierć. Ale jesteś tylko facetem, marnym Andrzejem, którego psychika nie jest do odczytania. Złamałeś kobiece serce, a w dodatku przez ciebie mogła zginąć. Czy jest coś gorszego? Czy jest coś, co bardziej powoduje ból w twoim narządzie, tłoczącym krew?
Jest.
Jest nim widok bladej, posiniaczonej gdzieniegdzie twarzy Gabi, obandażowanych kończyn, widok tysięcy kabli i rurek podłączonych do jej żył. 
- Obudziła się. Kontaktuje. Usłyszy wszystko, co pan do niej powie. Może nie odpowiadać, ale jest z nami. Przed chwilą szeptała pańskie imię.. Proszę jej tylko nie męczyć. - miła pielęgniarka zostawia cię samego obok jej łóżka. 
Siadasz po raz setny na tym samym krześle, po raz kolejny łapiesz jej rękę. 
Nie potrafisz wydobyć z siebie głosu. 
Każda reakcja w tobie zamiera.
Dopóki do twoich uszu nie dochodzi jej piękny, choć pozbawiony mocy głos.
- Andrzej... Kocham cię... - szepcze, nie otwierając oczu. 
Wybuchasz, kompletnie wybuchasz.
Chyba najrzadszą rzeczą na świecie jest płaczący mężczyzna.
Ale ty w tej właśnie chwili nim jesteś... Płaczesz, jak głupi, z miłości, z rozpaczy, z radości, ze smutku i z tego cholernego poczucia winy. 
- Gabi, ja też cię kocham... - mówisz i całujesz jej dłoń. 
Boże, dlaczego dopiero teraz?


Trzy tygodnie później, perspektywa Gabrieli 
Wyszłam ze szpitala, wróciłam do codziennego życia. I tu wszystko sprowadza się do pewnej osoby. Tak łatwo byłoby powiedzieć, że wyszłam z kliniki, ze statusem "zajęta", prawda?  Ale tak nie było. Odbyłam z Andrzejem poważną rozmowę. Chyba najgorszą w moim życiu, pod względem decyzji. Chyba najcięższą pod względem emocji i uczuć. Prosiłam o czas, prosiłam, aby przez kilka tygodni zostawił mnie samą. Prosiłam, równocześnie mówiąc, że go kocham. Gdzie tu logika? 
No właśnie. Nie ma jej. 
Od pobytu w szpitalu minęły trzy tygodnie, trzy tygodnie również, od rozmowy z Wroną. Nie widziałam go przez ten czas ani razu. Powiedziałam mu, że się odezwę, że dam znak. Myślałam, że będzie łatwo. 
Nie było. Od pierwszego dnia pogrążałam się w tęsknocie, zabójczej tęsknocie za tym dwumetrowym facetem. Cierpiałam, jednocześnie bojąc się kolejnego cierpienia.
Po raz kolejny w moim życiu zabrakło logiki. Po raz kolejny było skomplikowanie i bezsensownie. Do pewnego dnia. A raczej wieczoru. 
Niby jak zawsze, o godzinie dwudziestej, oglądałam powtórkę jakiegoś nudnego tasiemca. Jak zwykle, leżałam na kanapie, wyglądając co najmniej niewyjściowo. Aż tu nagle, ktoś uporczywie pukał do twoich drzwi. Zwlokłam się dość szybko z wygodnego siedziska i nie patrząc w wizjer, otwieram. 
Któż mógłby ukazać się mi w całej okazałości o tej porze?
Jest tylko jeden taki osobnik. 
Który nawet nie pozwala mi na wypowiedzenie choćby jednego słowa.
- Gabi, ja tak nie mogę. Ja po prostu nie mogę tak żyć! Kocham cię, tak bardzo cię kocham. Wiem, wiem, ja to wszystko spieprzyłem, to moja wina, powinienem smażyć się w piekle za to, że przeze mnie wylądowałaś w szpitalu, ale Gabi... Uwierz mi, kochałem cię od początku, od samego początku, od Warszawy. Jestem cholernym idiotą, bo nigdy ci o tym nie powiedziałem. Być może mnie nienawidzisz za to, że twoje życie przeze mnie wygląda tak, a nie inaczej, ale.. Kocham cię, tak szalenie cię kocham i błagam.. Powiedz, że po tym wszystkim nic do mnie nie czujesz, to sobie pójdę, zniknę. Tylko to powiedz. - jego potok słów dosłownie wbija cię w ścianę..
- Andrzej.. - zaczynasz.
- Wspaniale. - przerywa ci i łapie twoje policzki, równocześnie złączając wasze usta w żarliwym pocałunku. 
Kontaktujesz? Nie.



Z tygodniowym poślizgiem. Wiem.
Wybaczcie, ale pomeczowe emocje i masa nauki mną zawładnęły.
Dlatego dopiero dziś raczę was nowym epizodem.
Dużo się wydarzyło przez ten tydzień, prawda?
Odpadliśmy z ME. Wtorkowy mecz to była jedna wielka bomba emocjonalna.
Aż nie wiem co powiedzieć na ten temat. Przykro, ale idziemy dalej.
Już niedługo PlusLiga. Nie mogę się doczekać!:)
No i ważna sprawa. Mam zaległości u was - wiem.
Nie informowałam każdego - wiem.
Wszystko sprowadza się do tego, że w ostatnim czasie naprawdę było u mnie ciężko.
Wybaczcie!
A dzisiejszy rozdział dedykuję mojej kochanej, niezawodnej Caro.
Nie wyobrażam sobie dnia, bez pisania z nią. Dziewczyno, nawet nie wiesz, jak cię lubię!:D
Mam nadzieję, że nasz duecik będzie jedną wielką, szaloną i niesamowitą przygodą dla nas. :*

Także tego. Do następnej soboty!:)

sobota, 14 września 2013

Sześć




- Czy pani mnie słyszy? - czyjś głos przebija się przez warstwę mojej nieświadomości i dociera do mózgu. Pod wpływem impulsu, szybko otwieram oczy. Oślepiający blask i zapach krwi powoduje odruch wymiotny. Ignorując to odczucie, rozszerzam źrenice bardziej. To chyba nie był dobry pomysł, zwłaszcza, że każdy ruch powoduje ogromny ból. Palący, nieposkromiony ból. Jedno spojrzenie w dół i wszystko się urywa. Wszystko. Tylko dlaczego, ostatnim widokiem były zakrwawione ubrania i zmasakrowane wnętrze samochodu?

Perspektywa Karola

Jeden telefon.  Jedne zdanie.
Szok. Nie potrafisz ruszyć się z miejsca, nie potrafisz wykonać jakiegokolwiek ruchu. Ta myśl paraliżuje cię od środka. Jedynym sensownym wyjściem z tej sytuacji jest powiadomienie Wrony. To on ma tam pojechać. On MUSI tam pojechać.
Rzucasz się ku schodom wiodącym na piętro zamieszkiwane przez przyjaciela. W myślach dziękujesz Bogu za długie nogi, które pozwalają ci na szybkie ich pokonanie. W tej samej chwili wpadasz... właśnie na Andrzeja.
- Zabij mnie, Karol, błagam cię, zabij mnie, bo ja sam się nie zabiję...  - zaczyna, ale ty mu szybko przerywasz.
- Gabi miała wypadek. Jest w szpitalu. - mówisz bezbarwnym głosem.
- CO?! - łapie cię za barki i potrząsa. - Nie, to nie może być prawda, nie... Nie, rozumiesz?! Nie wierzę, to nie może... nie może być prawda! - rozpaczliwie szuka w twoich oczach żartu. Odnajduje szczerą prawdę. Bolesną prawdę. - To moja wina. - mówi i odwraca się. - To wszystko moja wina! - słyszysz w jego głosie ogromny ból, ból żalu i rozpaczy.
- To moja wina. Gdyby została dłużej u mnie...
- Była u ciebie?! - po raz kolejny wasze oczy spotykają się w piorunującej bitwie. Po raz kolejny masz ochotę strzelić mu porządnego liścia. I tak robisz. Pomimo barier w twoim umyśle, pomimo cholernego żalu, uderzasz Andrzeja w twarz.
- Czy ty jesteś aż taką sierotą, żebyś nie domyślił się, że ta dziewczyna cię kocha? Może ma się jeszcze zabić, żebyś w końcu dojrzał do tego co czujesz?! Do jasnej cholery, Andrzej! To jest prawdopodobnie twoja ostatnia szansa. Ja takiej szansy nie otrzymałem. A wiesz, dlaczego? Bo ta szansa cały czas jest wystawiona dla ciebie. Ale ty jesteś takim idiotą, że nie potrafisz docenić kobiecej miłości! I w dupie mam to, czy umiesz okazywać uczucia, czy nie. Liczy się to, że wiem, że ją kochasz, równie mocno, jak ona ciebie i że w tej chwili powinieneś być już dawno w szpitalu!!! - streszczasz swoje myśli w kilku dogłębnych zdaniach, lądujących bez składu i ładu w twoich ustach. Tak bardzo bezsensowne słowa, a tak mocno uderzyły Wronę. Bo już nie stoi naprzeciw ciebie w rozpadzie emocjonalnym, już nie piorunuje cię wzrokiem, nie ukrywa swojej rozpaczy i żalu. Prawdopodobnie już łamie przepisy drogowe, szarżując po ulicach Bełchatowa,  w kierunku szpitala. Masz jedynie nadzieję, że jego głowa nie pęknie od natłoku cierpienia, kiedy dowie się, w jakim stanie znajduje się osoba, która oddałaby mu swoje serce. 

Perspektywa Andrzeja


Czujesz się, niczym w śnie, koszmarze.
I najgorsze jest to, że wiesz, po kogo stronie znajduje się wina.
Po twojej.


Wiesz bardzo dobrze, że Gabriela widziała ciebie i blondynkę na klatce schodowej. Kim była dla ciebie owa kobiecina? Przerywnikiem w życiu, głupim wybrykiem pozwalającym na oderwanie się od myślenia o Gabi? Tak. Jak głupio i pusto by to nie zabrzmiało, tak było. Kochasz Gabrysię. Kochałeś od początku. Ale to takie trudne powiedzieć jej to słowo, to takie trudne wyjawić swoje uczucia. Tak bardzo bolało cię to, że nie potrafisz się wysłowić uczuciowo. Tak bardzo dotykało cię to, że przyłapujesz się na ciągłym rozmyślaniu o jej pięknych oczach, w których tak bardzo chciałbyś zatopić swoje oczy... Próbowałeś sobie tłumaczyć, że to nie dla ciebie, że nie jest ciebie warta... Ale na nic. A dziś? Dziś spieprzyłeś wszystko. Karol dał ci wyraźnie do zrozumienia, że jesteś dupkiem, cholernym dupkiem. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że mogła zginąć, przez ciebie.
Kochasz ją, tak bardzo ją kochasz. Ale ty również, tak bardzo zniszczyłeś ją od środka.
I nie wiesz, czy uda ci się to wszystko naprawić...
Boli, bardzo boli...

Wpadasz do wysokiego, zmodernizowanego budynku. Przemierzasz korytarze w zatrważającej prędkości, dobiegając do recepcji. Nie zwracasz uwagi na to, że pielęgniarka zakazuje ci wchodzić do jej sali, nie zwracasz uwagi na jej podniesiony głos. Padasz na krzesło, obok jej łóżka, obok jej wątłego ciała, bladego i opatulonego bandażami. Nie hamujesz łez, łapiesz jej dłoń i przykładasz do ust. Jedna sekunda i całą twoją twarz pokrywają łzy rozpaczy, niepohamowanego smutku i żalu... Dlaczego ona? Dlaczego nie ty? Dlaczego?!
I dlaczego, jedynym słowem, jakie wyłapujesz w nostalgii z ust lekarza, jest "śpiączka"?

Perspektywa Gabrieli

Ciemność, ciemność, ciemność.
Brak twojego widoku.
Brak twojego głosu.
Brak twojego uśmiechu.
Twojego zapachu.
Brak ciebie, Andrzej...
Kocham cię...





Wyszło, jak wyszło, widzicie. 
TAK WIEM, napisałam na początku, że skończę to szczęśliwie.
Ale to jeszcze nie koniec. Na sielankę jeszcze przyjdzie czas.
Teraz przyszedł czas na ważną wiadomość dla was.
4 rozdziały i epilog.
Nie potrafię pisać długich opowiadań. Dlatego, za 5 tygodni pożegnamy się z historią o Gabi, Andrzeju i Karolu. Ale zanim to nastąpi, będzie szczęśliwie, obiecuję wam. :)
Za 6 dni ME. Ja wybieram się na 1-szy mecz, Polska-Turcja w piątek.
Dlatego nie wiem, jak będzie z sobotnim rozdziałem.
Na 95% go dodam, ale być może dopiero w godzinach wieczornych. :)
Życzcie mi dobrej zabawy, będę zdzierać gardła za was wszystkie, które nie mogą kibicować na żywo.

A teraz chciałabym podziękować dwóm duszyczkom.
Po pierwsze, Zuza.
Siostra, dziękuję ci, za to, że jesteś i za to, że zawsze mi pomożesz.
Kocham cię, siostra, pamiętaj. Już w piątek nasz dzień. <3
Po drugie, Caro. (wingspiker)
Kochana, szalenie dziękuję ci za te nasze rozmowy.
Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i niesamowitą pisarką.
Dziękuję Bogu za to, że mogłam cię poznać. I co z tego, że dzieli nas aż tyle kilometrów?
Za jakiś czas wpadam na rogaliki i mecz Sovii. ♥
DZIĘKUJĘ WAM, DZIEWCZYNY.
A także każdej odwiedzającej i komentującej. Pomagacie mi, dziękuję.

Wasza Joan.